Ostatnio jak wracałem znad morza do domu mój peżocik zaniemógł w Łodzi w centrum miasta na srodkowym pasie. We wstecznym lusterku widze fagasa w seicento jak wymachuje rekami i kacapem jakby go nawiodlo, ale co zrobic, awaryjki w ruch i lece z koksem na najblizsza stacje benzynowa co by nie tamowac ruchu. Do domu 200km godzina 20.00, generalnie fajnie co nie. No ale udalo sie zepchac XSa i bog chcial ze za rogiem na tej stacji byla diagnostyka i jakis tam serwis. Zeby nie bylo paliwa mialem jeszcze pol zbiornika,heh. No i krece i krece rozrusznikiem ale autko nie dyga, w koncu patrze podchodza mechaniory i pytaja co jak,,to im mowie. Biora sie sprawdzaja, iskra jest, paliwo podaje. Kreca glowami i mowia po 30 min " Panie takimi autami sie juz nie jeździ!" heh, no i mysle sobie strzelic czy nie strzelic?
P.S. ...no i w momencie kiedy odchodzili od auta MYSJE 205 chyba im na złość zaskoczyl, goscie strzelili karpia i cos tam krzyczeli zeby jechac poki chodzi,ale juz nie zwracalem uwagi. ...zajechalem 500m i powtórka z rozrywki, 20min postoju i potem juz do samego domku mnie dowiózł, ale moduł zapłonu jest glownym podejrzanym bo jak tylko autko ostygło to palił jak marzenie.