Fox dojechał szczęśliwie:) Rano było ciężko bo jak się obudziłem to myślałem że oślepłem. Ten cały pył z oka w połączeniu z łzami spowodował zaklejenie powieki:) Na szczęście po przemyciu oko już się normalnie otwierało. Wyglądnąłem za okno i jak zobaczyłem jaka jest pogoda to wiedziałem że muszę jechać. Z samego show prawie nic nie zobaczyliśmy. Korek w Radomiu najpierw na 30 min w samochodzie a potem godzine spaceru na lotnisko. Widzieliśmy stojąc w kolejce przelot jakis dużych transportowców a potem mniejszych samolocików wypuszczajacych kolorowy dym. Jak byliśmy przy kasach to akurat kończyli przelot białorusini. Zaraz po tym jak kupiliśmy bilety dowiedzieliśmy się że właśnie się samolot rozbił...Zamieszanie było straszne bo przestały działać komóry a na miejscu nie było jakichkolwiek informacji. Ktoś krzyczał że samolot spadł na pas startowy i pokazywał dym, który okazał się chwile potem być dymem z grilla...no masakra. Widok na lotnisko:
Masa ludzi i duży samolot do którego zobaczenia z bliska ustawiła się kolejka chyba tysiąca ludzi.
Tutaj Ula z myśliwcami:
A tutaj ja :
I jeszcze raz Ula z tym samym wojskowym:
Zaraz potem zadzwonił Jarmarek że nie wpuszczają już ludzi na lotnisko i że pokazy odwołane. Kazał się stawić na żółtej stacji z napisem restauracja.
Chwile potem dołączył do nas Smolar, który tak pędził żeby się z nami spotkać że aż miał muchy roztrzaskane na koszulce (zdjęcie niestety tego nie oddało:( )
Miała dojechać jeszcze Agnieszka, ale z powodu korków nie udało jej dotrzeć na stację. Jarmarek zaproponował grilla u niego na działce, ale jako że było już późno a do Krakowa nie było to ani troche po drodze to musieliśmy z żalem odmówić. Za to tak jak obiecaliśmy, tak dalej obiecujemy - jesienią jak zaprosicie nas do Warszawy to na pewno przyjedziemy:)
Tutaj udało mi się jeszcze na otarcie łez że prawie nic nie zobaczyliśmy uchwycić przelatujący nad nami samolocik:
i jeszcze jeden:
Jarmarkowi było nas żal że tak mało widzieliśmy że postanowił nam pokazać swoją niesamowicie długą nogę:
Chwile potem my się odłączyliśmy i udaliśmy w poszukiwaniu samochodu zaparkowanego nie wiadomo gdzie a reszta pojechała szukać dla odmiany auta Smolara które jak się okazało Smolar zostawił nie w Radomiu jak myślał ale w jakiejś podradomskiej wsi.
Przez chwile myśleliśmy że podjedziemy do samochodu autobusem ale ten oto widok ostudził nieco nasze zapędy:
Dzięki temu że nie wsiedliśmy do tego środka lokomocji szczęście się do nas uśmiechnęło i mogliśmy na własne oczy przekonać się czemu Agnieszka do nas nie dojechała na czas:
Korek był tak straszliwy że przez pare minut które spędziliśmy na środku skrzyżowania gaworząć z Agnieszkę i Cejotem zupełnie nic się w sytuacji na tym węźle drogowym nie zmieniło. W końcu pan policjant nas przepędził że niby blokujemy ruch i poszliśmy sobie do domu a Agnieszka dalej stała w korku...
Mam nadzieję że spotkamy się wszyscy jak najszybciej w bardziej sprzyjających warunkach, gdzie chociaż będzie wiadomo gdzie mamy samochody:) Mimo wszystko było bardzo miło i cieszę się że pojechałem. 400km za kierownicą puga to przyjemność nieporównywalna z niczym innym:)