Ciężko zapala, a jak już zapali to gaśnie, ale zawsze inacze
: 05 sty śr, 2011 1:19 pm
Witam, na forum jestem nowy, ale zapewniam, że uzyłem wyszukiwarki i oś tam może naświetliło mi się, ale bez szaleństwa.
Wracając do problemu. Silnik 1,8 diesel, samochód z 1987 roku.
Pękł mi wąż od chłodzenia, zalewając silnik płynem. Zimno było, więc do domu się dotoczyłem na zasadzie rozpędź i zgaś. Kontrolka temperatury się nie zapaliła (a wiem ze działa). Wężyk skróciłem (pękł zaraz przy króćcu), zalałem go wodą i pojeździłęm na niej następny dzień. Wróciłem wieczorem do domu, spóściółem cały płyn wydmuchując resztki z układu chłodzenia i zalałem płynem (coś chyba mało mi weszło, poniżej 5 litrów). Nie mniej nie wiem czy to ma jakikolwiek związek z moją bierzącą usterką. Zalałem nowym płynem, samochód sobie stał i jak zwykle ladnie i równo pracowa i nagle samochód zgasł. No i się zaczęło.
Zawsze odpalał z pierwszego, tylko w mega najgorsze mrozy potrzebował kilka razy zakręcić.
Teraz jest tak, że kręci, kręci, kręci. Raz zapala raz nie. Jak już zapali to zazwyczaj gaśnie. Czasem szybciej, czasem później, ale gaśnie. Raz pracował mi nawet z 15 minut, ale jak juz się rozgrzał po poprzednich próbach i nie mogłem nawet musnąć gazu. Pracował równo, czasem się lekko krztusił, ale pracował. Udało mi się nawet podjechac na stację dolaś dodatku do czyszczenia wtrysków i paliwa. Teraz dalej identyczne objawy. Zapala, pracuje raz równo, raz nierówno, jak go na obroty wrzucę to gaśnie, raz szybciej, raz wolniej, ale zawsze gaśnie.
Jakieś 20 kilometrów przed całą awarią zatankowałem go na BP 10 litrami ropy, potem dolałem mu dodatek do czyszczenia wtrysków i jeszcze z 7 litrów.
Jakieś pomysły? Może jakaś pierdoła, którę sam naprawię? Z samochodami zabytkowymi mam doczynienia od lat i z mechaniką jestem jakotako obeznany, ale diesla mam pierwszego w życiu.
Jakiś zaufany warsztat na Ursynowie w Warszawie?
Wracając do problemu. Silnik 1,8 diesel, samochód z 1987 roku.
Pękł mi wąż od chłodzenia, zalewając silnik płynem. Zimno było, więc do domu się dotoczyłem na zasadzie rozpędź i zgaś. Kontrolka temperatury się nie zapaliła (a wiem ze działa). Wężyk skróciłem (pękł zaraz przy króćcu), zalałem go wodą i pojeździłęm na niej następny dzień. Wróciłem wieczorem do domu, spóściółem cały płyn wydmuchując resztki z układu chłodzenia i zalałem płynem (coś chyba mało mi weszło, poniżej 5 litrów). Nie mniej nie wiem czy to ma jakikolwiek związek z moją bierzącą usterką. Zalałem nowym płynem, samochód sobie stał i jak zwykle ladnie i równo pracowa i nagle samochód zgasł. No i się zaczęło.
Zawsze odpalał z pierwszego, tylko w mega najgorsze mrozy potrzebował kilka razy zakręcić.
Teraz jest tak, że kręci, kręci, kręci. Raz zapala raz nie. Jak już zapali to zazwyczaj gaśnie. Czasem szybciej, czasem później, ale gaśnie. Raz pracował mi nawet z 15 minut, ale jak juz się rozgrzał po poprzednich próbach i nie mogłem nawet musnąć gazu. Pracował równo, czasem się lekko krztusił, ale pracował. Udało mi się nawet podjechac na stację dolaś dodatku do czyszczenia wtrysków i paliwa. Teraz dalej identyczne objawy. Zapala, pracuje raz równo, raz nierówno, jak go na obroty wrzucę to gaśnie, raz szybciej, raz wolniej, ale zawsze gaśnie.
Jakieś 20 kilometrów przed całą awarią zatankowałem go na BP 10 litrami ropy, potem dolałem mu dodatek do czyszczenia wtrysków i jeszcze z 7 litrów.
Jakieś pomysły? Może jakaś pierdoła, którę sam naprawię? Z samochodami zabytkowymi mam doczynienia od lat i z mechaniką jestem jakotako obeznany, ale diesla mam pierwszego w życiu.
Jakiś zaufany warsztat na Ursynowie w Warszawie?