Peugeot 205 by Opos
: 11 paź pt, 2019 12:07 am
Siemanko! Chciałbym się pochwalić swoim nowym nabytkiem. Jest to peugeot 205 z 1994 roku. Wersja prawdopodobnie forever. Motor 1.4 75koni na monowtrysku i żeliwnym bloku. Jest to moja druga 205tka, poprzednia była 1.1 XE wyciągnięta w opłakanym stanie mechanicznym z osiedlowego parkingu za 700zł, która niestety pomimo poświęconego czasu na przywrócenie jej do życia (swap 1.1 z uszkodzoną UPG-1.4), malowanie oraz ogarnięcie reszty mechaniki skończyła na złomie. No cóż, życie zweryfikowało jak się kończy zaufanie do ludzi względem ich słów o umiejętnościach lakierniczych czy też o stanie kupowanego silnika "na gębę". Koniec końców skończyło się na lakierze odpadającym płatkami z całego auta oraz z silnikiem dymiącym jak parowóz i braku ekonomicznego uzasadnienia kontynuacji projektu. Ale koniec narzekania. Nowe auto, nowa przygoda i całkowicie inne podejście do sprawy.
Po zezłomowaniu poprzedniego peugeota jakoś nie mogłem ciągle o nim zapomnieć i obiecałem sobie, że kupię kolejnego ale tym razem warunkiem był w miarę fajny lakier, jakieś dodatki typu brązowe szyby no i ogólny stan techniczny który pozwoliłby na normalną jazdę przez jakiś okres czasu. Około roku zajęło mi przeglądanie ogłoszeń ale nie wypłynęło żadne które by przykuło moją uwagę... ten za drogi, tamten zgnity, jeszcze inny za ubogi. Tak leciał tydzień za tygodniem ale wiedziałem, że trzeba cierpliwości poza tym peugeot jest raczej w moim przypadku autem do zabawy a nie jako codzienne wozidło więc też nie było parcia żeby kupować coś na cito. No i tak ostatnio na dniach wpisując hasło do wyszukiwarki marketplace wyskoczył mi ideał. Lakier metalik, szyby brąz, przednie elektryczne, tylne uchylne i do tego gładka klapa! Ogłoszenie dodane 16 godzin temu... szybki telefon pod podany numer i smutek. Auto zarezerwowane, jest zdecydowany kupiec. Umówiłem się, że jadąc do Szczecina w weekend zadzwonię jeszcze do sprzedającego i zapytam czy aby na pewno nieaktualne. Piątek wieczór dostaję smsa, że auto jednak do kupienia, umawiamy się na sobotę około południa. Nieprzespana noc, jadę do Szczecina naładowany kawą i redbullem oraz mega podekscytowany tym czy uda mi się w końcu kupić długo wyczekiwaną 205tkę. Na miejscu zostawiam bagaże u swojej dziewczyny i od razu lecimy go oglądać. Pierwsze wrażenie bardzo spoko. Po szybkich oględzinach nadwozie wydaje się być ok. Progi całe, gdzieś tam delikatne naloty korozji. Pod maską nienajgorzej, powierzchowna rdza na kielichu - do uratowania. Jazda próbna... no i tu trochę niemiłe zaskoczenie. Hamulców praktycznie brak, silnik trochę kopci no i podczas jazdy czuć wibracje na drążku skrzyni biegów. Wiadomo, za cenę za którą był wystawiony nie można oczekiwać stanu jak z salonu ale jednak znów wychodzi ludzka "uczciwość" bo miał być stan igła. Nie załamuję się, dłuższa jazda próbna podczas której daję szansę silnikowi aby się rozgrzał. Dymienie ustaje. Na chłodno staram się ocenić stan auta. Dobra raz kozie śmierć, biorę. Później się będę martwić. Wszystkie bajery które chciałem są? Są. Fajny lakier jest? Jest. Resztę się ogarnie u siebie. Stajemy u sprzedającego pod domem. Decyzja. Wezmę ale nie za tę cenę bo miało być super a jednak jest trochę do zrobienia. Ok. Jego gościnność okazuję się być zaskakująca. Daje mi dwie umowy do wypełnienia na masce, sam odchodzi od auta na papierosa i głupie gadki przez telefon. Zmęczony nieprzespaną nocą, podróżą i emocjami wracam ze swoją do centrum miasta. Decydujemy, że w obliczu gdzie auto zamiast hamować jest tylko lekko spowalniane przez tylne hamulce w niedzielę z samego rana jedziemy do Koszalina aby uniknąć dużego ruchu. W dzień powrotu pogoda dopisuje. Słoneczko przez całą trasę no i puste drogi. 2 godziny i jesteśmy na miejscu. Czuję jak cały stres z ostatnich godzin uchodzi ze mnie. Obiad, kawa i bierzemy się za porządne mycie nowego nabytku.
Zaczyna się kolejny dzień, odwożę swoją na dworzec a sam zabieram się za ogarnięcie papierów od auta. Po wcześniejszym przemyśleniu całej sytuacji decyduję, że nie ma na co czekać i że jak ma wyjść jakiś syf z papierami to lepiej niech wyjdzie teraz niż po tym jak auto wjedzie na warsztat i zaczną się pierwsze inwestycje. Przeczucie nie zawodzi, bite 8 godzin spędzam na opłaceniu podatku, dwóch wizytach w wydziale komunikacji oraz na dodatkowym przeglądzie weryfikującym parametry auta. W skrócie wyszło w wydziale komunikacji na to, że pomimo iż w dowodzie jest wpisane, że karty pojazdu nie wydano to kartę otrzymałem od sprzedającego. We wszystkich papierach różnią się masy DMC. Do tego naciski na osie są źle wpisane w dowodzie. Ogólnie spore kombo błędów urzędników itd. Na obecnym etapie auto oczekuje już tylko na twardy dowód rejestracyjny który powinien być do odebrania w przyszłym tygodniu. Jak tylko będę miał go w rękach to będzie od razu zielone światło żeby zacząć ogarniać auto. Ze wstępnych oględzin wychodzi na to, że hamulce nie działały z prostego powodu. Ktoś przy wymianie klocków pourywał odpowietrzniki. Tarcze zgniły, zaciski stoją. Na pierwszy ogień pójdzie od razu komplet hamulców na całym aucie oraz nowe przewody. Na dzisiaj to tyle, zamierzam prowadzić tu swojego rodzaju dziennik napraw tego auta więc postaram się systematycznie wrzucać jakieś posty.
Pierwsze tankowanie Już pod domem. Solidne mycie.
A tutaj mały bonusik kupiony kilka dni wcześniej przed zakupem auta. W zimę zostaną poddane obróbce aby na wiosnę zagościć na aucie.
Po zezłomowaniu poprzedniego peugeota jakoś nie mogłem ciągle o nim zapomnieć i obiecałem sobie, że kupię kolejnego ale tym razem warunkiem był w miarę fajny lakier, jakieś dodatki typu brązowe szyby no i ogólny stan techniczny który pozwoliłby na normalną jazdę przez jakiś okres czasu. Około roku zajęło mi przeglądanie ogłoszeń ale nie wypłynęło żadne które by przykuło moją uwagę... ten za drogi, tamten zgnity, jeszcze inny za ubogi. Tak leciał tydzień za tygodniem ale wiedziałem, że trzeba cierpliwości poza tym peugeot jest raczej w moim przypadku autem do zabawy a nie jako codzienne wozidło więc też nie było parcia żeby kupować coś na cito. No i tak ostatnio na dniach wpisując hasło do wyszukiwarki marketplace wyskoczył mi ideał. Lakier metalik, szyby brąz, przednie elektryczne, tylne uchylne i do tego gładka klapa! Ogłoszenie dodane 16 godzin temu... szybki telefon pod podany numer i smutek. Auto zarezerwowane, jest zdecydowany kupiec. Umówiłem się, że jadąc do Szczecina w weekend zadzwonię jeszcze do sprzedającego i zapytam czy aby na pewno nieaktualne. Piątek wieczór dostaję smsa, że auto jednak do kupienia, umawiamy się na sobotę około południa. Nieprzespana noc, jadę do Szczecina naładowany kawą i redbullem oraz mega podekscytowany tym czy uda mi się w końcu kupić długo wyczekiwaną 205tkę. Na miejscu zostawiam bagaże u swojej dziewczyny i od razu lecimy go oglądać. Pierwsze wrażenie bardzo spoko. Po szybkich oględzinach nadwozie wydaje się być ok. Progi całe, gdzieś tam delikatne naloty korozji. Pod maską nienajgorzej, powierzchowna rdza na kielichu - do uratowania. Jazda próbna... no i tu trochę niemiłe zaskoczenie. Hamulców praktycznie brak, silnik trochę kopci no i podczas jazdy czuć wibracje na drążku skrzyni biegów. Wiadomo, za cenę za którą był wystawiony nie można oczekiwać stanu jak z salonu ale jednak znów wychodzi ludzka "uczciwość" bo miał być stan igła. Nie załamuję się, dłuższa jazda próbna podczas której daję szansę silnikowi aby się rozgrzał. Dymienie ustaje. Na chłodno staram się ocenić stan auta. Dobra raz kozie śmierć, biorę. Później się będę martwić. Wszystkie bajery które chciałem są? Są. Fajny lakier jest? Jest. Resztę się ogarnie u siebie. Stajemy u sprzedającego pod domem. Decyzja. Wezmę ale nie za tę cenę bo miało być super a jednak jest trochę do zrobienia. Ok. Jego gościnność okazuję się być zaskakująca. Daje mi dwie umowy do wypełnienia na masce, sam odchodzi od auta na papierosa i głupie gadki przez telefon. Zmęczony nieprzespaną nocą, podróżą i emocjami wracam ze swoją do centrum miasta. Decydujemy, że w obliczu gdzie auto zamiast hamować jest tylko lekko spowalniane przez tylne hamulce w niedzielę z samego rana jedziemy do Koszalina aby uniknąć dużego ruchu. W dzień powrotu pogoda dopisuje. Słoneczko przez całą trasę no i puste drogi. 2 godziny i jesteśmy na miejscu. Czuję jak cały stres z ostatnich godzin uchodzi ze mnie. Obiad, kawa i bierzemy się za porządne mycie nowego nabytku.
Zaczyna się kolejny dzień, odwożę swoją na dworzec a sam zabieram się za ogarnięcie papierów od auta. Po wcześniejszym przemyśleniu całej sytuacji decyduję, że nie ma na co czekać i że jak ma wyjść jakiś syf z papierami to lepiej niech wyjdzie teraz niż po tym jak auto wjedzie na warsztat i zaczną się pierwsze inwestycje. Przeczucie nie zawodzi, bite 8 godzin spędzam na opłaceniu podatku, dwóch wizytach w wydziale komunikacji oraz na dodatkowym przeglądzie weryfikującym parametry auta. W skrócie wyszło w wydziale komunikacji na to, że pomimo iż w dowodzie jest wpisane, że karty pojazdu nie wydano to kartę otrzymałem od sprzedającego. We wszystkich papierach różnią się masy DMC. Do tego naciski na osie są źle wpisane w dowodzie. Ogólnie spore kombo błędów urzędników itd. Na obecnym etapie auto oczekuje już tylko na twardy dowód rejestracyjny który powinien być do odebrania w przyszłym tygodniu. Jak tylko będę miał go w rękach to będzie od razu zielone światło żeby zacząć ogarniać auto. Ze wstępnych oględzin wychodzi na to, że hamulce nie działały z prostego powodu. Ktoś przy wymianie klocków pourywał odpowietrzniki. Tarcze zgniły, zaciski stoją. Na pierwszy ogień pójdzie od razu komplet hamulców na całym aucie oraz nowe przewody. Na dzisiaj to tyle, zamierzam prowadzić tu swojego rodzaju dziennik napraw tego auta więc postaram się systematycznie wrzucać jakieś posty.
Pierwsze tankowanie Już pod domem. Solidne mycie.
A tutaj mały bonusik kupiony kilka dni wcześniej przed zakupem auta. W zimę zostaną poddane obróbce aby na wiosnę zagościć na aucie.