Następnym etapem było podpianie umowy z właścicielem ,bo nadal mieliśmy opcje złomowania ,a dotychczasowe przygody były wielkimi pokusami,żeby "śmieciucha" pociąć na żyletki i odesłać na zasłużoną emeryturę po ciężkim życiu z dieslem pod maską (niestety ale to prawda diesel pod maską to w 50% = auto do ciężkiej pracy".
W dniu podpisania umowy zaczęły się problemy papierkowe jak to przeważnie bywa ....
Bo żeby auto przerejestrować musi spełniać parę warunków Przegląd oczywiście ważny ,OC koniecznie i dop wtedy można liczyć na rejestrację i wydanie miękkiego dowodu. OC i przegląd nie stanowiły problemu przynajmniej na początku ,bo z dniem wydania miekkiego dowodu skierowano nas na powtórny przegląd by ustalić całkowitą masę pojazdu wraz z przyczepą i moc posiadanego silnika i tu zaczeły się dop problemy,szkopuł tkwił w tym ,że auto było całkowicie rozebrane ,nie miało silnika ,wnętrza i nie przeszłoby kolejnego przeglądu .Ponad dwa miesiące nie mogliśmy odebrać Twardego dowodu z tego powodu .Może to był błąd tak wcześnie rejestrować auto ? nie wiem teraz ,tak mi się wydaje, wtedy było to normalne, że chce sie mieć już dużo papierkowych rzeczy za sobą .

- Czyszczenie i sprzątanie auta
Systematycznie ,lecz nie codziennie prace trwały nad autem, od początku było to auto przeznaczone pod" lakier"... ,jako, że ja nie malowałem nigdy całego auta nie chciałem podejmowac się takiego wyzwania. naszczęście po rozmowie z moim (tak myślałem) , bardzo dobrym znajomym, który jest lakiernikiem i ma swoją lakiernie ,wiedziałem,że nie będzie problemu z lakierowniem "po kosztach" ,oczywiście mowa tu była tylko o robociźnie cała reszta była w moim interesie.
Bylismy bardzo spokojni wiedząc ,że odejdą nam takie problemy, a przy okazji jako kolega pomoże nam auto zrobić dobrze ,co zreszta sam mi proponował wraz z nawet piaskowaniem budy.

- Dewastacja wnętrza :)

- kalkologia

- tak to ja ...

- Elektryka w worku
Po kolei auto traciło części z wewnątrz ,które lądowały w skrzynkach w garażu, aż ułożone jedne na drugie dotykały sufitu.
W tym samym czasie auto rozbierane było na zewnątrz gdzie zdjęte błotniki po raz pierwszy ukazywały tony liści upchanych skrupulatnie w kanałach odpływowych tak ,że było wiadomo gdzie i jaki czas temu auto parkowało pod drzewami.

- nasze drzewko :)
Naszczęście blacha nie oparła się w tych miejscach nadmiaru wilgoci i nie było widać żadnej rdzy .Tak więc, z oględzin wynikało jasno, że błotniki, drzwi nadaja się tylko na złom.W tym samym czasie zaczęły się wiec ich poszukiwania m.in na forum , i od czasu do czasu przeglądając allegro,Maska z garbem podarowana mi została do CTI dlatego tez początkowo do auta trafiła maska z CT ,(niestety jej stan był kiepski wewnątrz komory) , a później już finalnie maska z CTI w idealnym stanie .Po drodze przy wyjmowaniu pękła mi przednia szyba ;/ której tak apropo nie mamy do dziś.

- O nie ma szyby ?

- maska z CT w tle
Auto tak przygotowane z kupionym elementami blacharskimi ,czekało już tylko na czas wolny by przygotowac do malowania i zabezpieczania blach i ewentualnych ognisk korozji. Ustaliłem parę dni wcześniej ze znajomym lakiernikiem termin kiedy mu odpowiada w tym samym czasie kupując po kolei lakiery podkłady ,papiery ścierne i inne potrzebne rzeczy do konserwacji blach.

- Nowe błotniki i maska
W końcu, nastał dzień kiedy auto na lawecie (taty Justyny),czekało przed domem przyczepione do Mercedesa Vito na chwilę gdy wszyscy pojedziemy do lakierni pracować by auto odzyskało blask
Heh ,to był ostatni dzień kiedy słyszałem mojego "psełdo" kolegę w słuchawce mojego telefonu

Od tamtej pory 4 razy powiedział mi ,że już wychodzi ,a do dzisiaj jeszcze do mnie nie dojechał.(żyje i ma się dobrze,po prostu nie wyszedł tamtego dnia nawet z domu, a mi nasciemniał).
Wiec jakby tu powiedzieć ...byliśmy po raz kolejny w czarnej Dupie

,bez kasy na lakiernika ,bez kompresora bez pistoletów i przede wszystkim bez wiedzy na temat dobrego lakierowania....To był gwóźdź do trumny ,Justyna się całkowicie załamała ,Jej tata pojechał Vito do domu ,zostawiając auto na lawecie , gdyby coś się miało zmienić ..-nic się nie zmieniło.
Nie chciałem już bardziej dołować justyny i za razem siebie ,doszedłem do wniosku,że i ja jestem w stanie polakierować to auto, może nie będzie wyglądało zbyt pięknie, ale spróbować zawsze warto ,wkładając w tą pracę trochę serca powinno się udać.
Tak wiec moją pracę zacząłem od wybijania tylnego boku( 3 godziny po ostatnim telefonie kolegi) który w całym tym aucie wyglądał najgorzej ,przy pomocy lin transportowych i innych moich dziwnych patentów ,justyna za każdym razem przychodząc ze zrobioną dla mnie herbatą coraz bardziej przekonywała się, do tego pomysłu.

- patrz na bok

- boczek z bliska już trochę wyciągnięty
Trochę bardzo dobrej szpachli ,i udało się dojść do momentu ,że nie było widać już miejsca wgniecenia..
Od tego momentu pracowaliśmy już w duecie szlifując i sprawdzając każdy zakamarek blachy .

- Nawet znajdzie się reklama forum na błotniku :p

- oczysczanie obramówki szyby

- szlif

- szlifowanie
Mineło ponad 20 dni i duzo nie przespanych nocy na forach lakierniczych gdy po raz pierwszy buda została zapodkładowana i to pistoletem za 30zł i kompresorem 24Litry !!! w dodatku pożyczonym od kolegi mieszkającego w tej samej miejscowości .Trochę skromny ekwipunek lakiernika

,ale w końcu to tylko podkład ,który i tak miał być przecież szlifowany wiec zbytnio nie przejmowałem się tym ...

- zapodkładowana buda ,widok Lewego boku

- dach

- podszybie

- każdy element sprawdzany czyszczony i zabezpieczany

- :) pełne zaangażowanie