No i dziura w tej historii...
...do jej przerwania skłonił mnie, spotkany na dzisiejszym spacerze, stary Civic, który zamiast tylnego błotnika miał dziurę. Tak go zjadła ruda, jakby to przysadził się do niego ciasteczkowy potwór!
- ciasteczkowy-potwór.jpeg (20.77 KiB) Przejrzano 9636 razy
Moje 205-tki też tak skończą! - pomyślałem.
Zanim to nastąpi wróciłem czym prędzej do domu i zacząłem pisać tego posta, którego właśnie czytacie, o najlepszej 205-tce z mojej kolekcji.
Wróćmy zatem do czerwca 2019...
Postanowiłem wybrać się w końcu na jakieś spotkanie 20-tkowe i jednocześnie nakręcić trochę kilometrów Automaticiem.
Żeby tradycji stało się zadość to nie mogłem przyjechać na sam początek, lecz wystartować z mocnym opóźnieniem.
Ludzie zjeżdżali się w piątek, a ja ruszałem w sobotę przed 12. Po napojeniu Automatica ulubionym napojem, zerknąłem na licznik 59462.
Wiedziałem, że ten wyjazd spowoduje przekroczenie kolejnej okrągłej liczby... czas leci, kilometry uciekają... powoli wjechałem na S2.
Z powodu panującego ogromnego upału wszystkie elementy mechaniczne szybciej się nagrzały, temperatura płyny chłodzącego i oleju wzrosły, więc można było nieco przyśpieszyć. Na szczęście układ chłodzenia dawał radę i silnik się nie przegrzewał. Ja owszem! Lubię ciepło, ale czułem się jak w krematorium... po minięciu 50 godzin dojechałem na miejsce... no prawie, bo jeszcze napawałem się bardzo ładną drogą dojazdową do stajenki "Biały Kamień".
Dotarłem na miejsce. Nikogo nie ma. Stoją ze dwie 205-tki. Dzwonię do Rafała.
- Cześć, gdzie jesteście?
- Cze..ć, poj..śmy na wycieczkę i obiad. Będzi,,y za ..kieś ... minut. - usłyszałem przerywaną odpowiedź.
- Przerywa i nie wiele rozumiem. Ogarnę sobie obiad i zobaczymy się na miejscu.
Wsiadłem do samochodu. Odpaliłem Google Maps, znalazłem jakąś pizzerię, wyznaczyłem trasę i ruszyłem. Po dotarciu na miejsce zaparkowałem pod jedynym w okolicy drzewem.
Pizza okazała się w porządku, dlatego dodałem filtr do zdjęcia.
Jak już się najadłem to postanowiłem wstąpić do spotkanego po drodze sklepu spożywczego.
Zmierzając w kierunku stajenki zauważyłem, że na poboczu stoi wóz konny. Właściwie to sam nie wiem skąd pojawiła się we mnie taka uprzejmość, że postanowiłem się zatrzymać i zapytać czy wszystko w porządku.
- Poszło nam koło i musimy je naprawić, ale potrzebujemy kompresora, żeby je napompować. Nie masz może w samochodzie?
- Niestety nie mam. Ja nie jestem stąd, ale możemy gdzieś podjechać po kompresor.
- Mieszkam niedaleko, podrzuciłbyś mnie?
- Oczywiście, wsiadaj.
Zrobiliśmy szybki kurs po miejscowości. Po drodze sobie pogadaliśmy. Okazało się, że mój pasażer, Paweł (bądź Piotr, już nie pamiętam), ma imieniny. Z tej okazji zabrał rodzinę na przejażdżkę wozem i piknik, a tu taki pech. Pogadaliśmy chwilę o Automaticu i że naszym gospodarzem jest jego kolega. Miło się rozmawiało. Dojechaliśmy z powrotem. Zatrzymałem się i tak od niechcenia cyknąłem dwie fotki.
Zaproszony przez rodzinę Pawła na chwilę do nich dołączyłem i porozmawiałem. Gdy okazało się, że mój transport już się nie przyda to wyruszyłem na małą przejażdżkę po okolicy.
W końcu wróciłem pod tą altankę czy też palenisko, okazało się, że już nikogo tam nie ma i mogę spokojnie dbać o prawdopodobieństwo rozwinięcia się cukrzycy popijając zimną Coca-Colę i patrzeć na ładne widoki zasłaniane przez Automatica.
Potem zaczęły nadjeżdżać 205-tki, a ja podążając za nimi udałem się na miejsce zbiórki.
Zaczęły się rozmowy. Ktoś jeszcze dojechał, ktoś odjechał. A Ci co nie widzieli mojego 28-letniego gruza zaczęli wytykać go palcami i mówić "Haha, mój i tak mniej pali. Poza tym to nie diesel.". Zadowolony z faktu, że nikt nie zwinął mi unikatowej naklejki "CH" poszedłem pooglądać inne 205-tki. Z wrażenia nie zrobiłem żadnego zdjęcia.
Po tym jak każdy, każdemu coś wytknął lub nasmarował wazeliną zaczęły się normalne rozmowy i spokojny wieczór.
Względnie rano, gdy musiałem już wracać cyknąłem na zakończenie takie foty.
Oczywiście podczas powrotu do domu nastał TEN moment. Zatarło się koło... w liczniku.