PRZESZCZEP - ale jak?
To teraz się narobiło... Nie ma leżaka - faceta mnie załatwił, po prostu sprzedał komuś innemu. Ale może to i dobrze, bo stała się rzecz dziwna. Wyjeżdżam dziś rano, przekonany, że znów poczłapie jakieś 40 km/h, a tu szok...! Po kilku minutach jazdy auto szarpnęło, cos zazgrzytało i poszedł... Dostał takiego kopa jak nigdy, a jeżdże nim juz trzeci rok. O co chodzi? Czy ktoś potrafi wyjasnić na czym polegają te cuda? Stało się tak, jakby nagle umierający silnik dostał nowe życie! A może to jest tak jak u ludzi, którzy przed śmiercią na krótko odzyskują pełnię sił...?
Słyszałem już kilka opinii na ten temat, m.in.
- może być rzeczywiście wypalony któryś z zaworów, teraz mógł się np. obrócić i w ten sposób się doszczelnił,
- coś mogło zamarznąć - tak podobno w gaźnikowcach bywa, a przecież ostatnio zdrowo dawało po termometrze,
- mogła być zatkana dysza w gaźniku. Już kiedyś tak miałem - samochód mi gasł na wolnych obrotach, w ogóle zachowywał się dziwnie. Katowałem gościa, który mi zakładał LPG, a okazało się, że on bidula nie winny. Rozkręciłem gaźnik, wyczyściłem i jak ręką odjął.
Wiem, że sam staram się pocieszyć, ale ciągle wierzę w ten motorek. Natomiast wracając do tego co powiedziałem wcześniej o tym zgrzytaniu - wyraziłem się trochę niedokładnie. Jechałem na trójce i samochód prawie już stawał. Kiedy nagle wskoczyły wyższe obroty i zaczął normalnie pracować, to siłą rzeczy zawył, bo gaz miałem wciśnięty do dechy. Takie to jaja... Zresztą co tu dużo gadać, Puga nie da się tak łatwo zajeździć!
- może być rzeczywiście wypalony któryś z zaworów, teraz mógł się np. obrócić i w ten sposób się doszczelnił,
- coś mogło zamarznąć - tak podobno w gaźnikowcach bywa, a przecież ostatnio zdrowo dawało po termometrze,
- mogła być zatkana dysza w gaźniku. Już kiedyś tak miałem - samochód mi gasł na wolnych obrotach, w ogóle zachowywał się dziwnie. Katowałem gościa, który mi zakładał LPG, a okazało się, że on bidula nie winny. Rozkręciłem gaźnik, wyczyściłem i jak ręką odjął.
Wiem, że sam staram się pocieszyć, ale ciągle wierzę w ten motorek. Natomiast wracając do tego co powiedziałem wcześniej o tym zgrzytaniu - wyraziłem się trochę niedokładnie. Jechałem na trójce i samochód prawie już stawał. Kiedy nagle wskoczyły wyższe obroty i zaczął normalnie pracować, to siłą rzeczy zawył, bo gaz miałem wciśnięty do dechy. Takie to jaja... Zresztą co tu dużo gadać, Puga nie da się tak łatwo zajeździć!
To będzie chyba jeden z nie wielu wątków zakończonych happy endem. Wiem, że pewnie niektórzy się już ze mnie śmieją, ale mój 205, to nie jest jakieś tam byle co... Był problem, silnik odmówił posłuszeństwa. Chciałem kupić nowy, potem nagle cudowne ozdrowienie - to już wiecie. Niktnie wiedział jaka jest przyczyna tych wszystkich dziwnych rzeczy. Wreszcie pojechałem do mechanika, o którym słyszałem, że jest dobry, ale dość drogi. Facet rzeczywiście ma certyfikatów od cholery i wiele lat przepracował w serwisach Cytryny. Taki silniczek jak mój (1.0) to dla niego pestka. Samochód odstawiłem o 8.00, a o 13.00 było już po operacji. W tym czasie gościu porozbierał silnik na kawałki i złożył. Okazało się, że zawory są OK, a i szczelność tłoków jest nie najgorsza. Problem tkwił gdzie indziej - w kopułce i w gaźniku była woda!!! Gaźnik może by to jeszcze jakoś przepchał, bo woda w benzynie zimą to nic nowego, ale pod kopułką był horror. Tam nie było żadnego porządnego styku, wszystko działało jak samochód podskoczył na jakiejś dziurze, a potem znowu rozpierducha. Przy okazji uszczelnił mi silnik, bo olej kapał na kolektor wydechowy i strasznie to wszystko śmierdziało. Rozkręcił również miske olejową (zmienił ucszczelkę i położył jakąś pastę), to samo z rozrządem i pompką wody. Nie poznałem swojego auta! Tak cichutko i równo to on już dawno nie chodził. Byłem szczęśliwy, ale wiedziałem, że jak wystawi mi rachunek, to dobry nastrój pryśnie. A wcale że nie!!! Za przywrócenie Puga do życia zapłaciłem niecałe 300 zł (słownie trzysta). Autko znowu zrobiło się zrywne i ma taką charakterystyczną dla Puga lekkość. Znowu jazda stała się przyjemnością. Powiecie, że wszystko to mogłem zrobic sam... Pewnie, ale nie mam garażu, a leżakowanie na śniegu nie należy do przyjemnych. Dowiedziałem się jeszcze ciekawych rzeczy na temat oleju. Otóż zdarza się, że na wolnych obrotach zapalają się kontrolki, jakby silnik chciał zgasnąć. NIe zawsze, ale czasem, szczególnie kiedy jest gorący. Podobno w przypadku starych silników bardzo ważny jest tu dobór oleju. Facet ma poczytać mądre księgi i coś mi polecić. Wspominał o TEXACO, ale zobaczymy. No i to tyle tego poematu. Nie wiem, czy w sprawie olejów nie należałoby zacząć nowego tematu, bo zbyt wiele się o tym nie mówi. Dziękuje Wam, że byliście ze mną i z moim "P" w tych trudnych chwilach. Bardzo dziękuję!
moze ktos mi wyjasnic o co chodzi z tym "lezakiem"
Mam silnik tu3m czy to jest lezak ?
Silnik na monowtrysku 75 koni.
Jaki byl produkowany najwiekszy silnik przez francuzów który moglbym tu wlozyc na zasadzie wykrecam wyjmuje wkladam przykrecam.
I czy tylko silniki peugeota wchodza w gre czy np citroen i renualt tez robil siliniki uzywajac tego samego mocowania silinika?
Mam silnik tu3m czy to jest lezak ?
Silnik na monowtrysku 75 koni.
Jaki byl produkowany najwiekszy silnik przez francuzów który moglbym tu wlozyc na zasadzie wykrecam wyjmuje wkladam przykrecam.
I czy tylko silniki peugeota wchodza w gre czy np citroen i renualt tez robil siliniki uzywajac tego samego mocowania silinika?
http://www.allegro.pl/item90698750_citr ... k_1_6.html
czy to by pasowalo ?/
Z góry wyglada bardzo podobnie jak moj
czy to by pasowalo ?/
Z góry wyglada bardzo podobnie jak moj