W końcu udaje mi się ogarnąć z natłoku zdjęć, więc myślę że powoli można zacząć relację. Niesamowite jest to że wydaje mi się jakbyśmy tam byli przynajmniej tydzień a nie zaledwie dwa dni. To co się działo w sobotnią noc, zwłaszcza po spożyciu gruszkówki i (czego już nie byłem świadkiem) po zgaszeniu światła w pokoju numer 2 jest chyba nie do opisania. Mam nadzieję chłopaki że nikt z was nie planuje kariery politycznej bo przy tylu "hakach" na aparacie Robsona i telefonie Gada chyba nie macie się nawet co wypuszczać;)
Rozpoczęło się wszystko o godzinie 10 w niedzielę pod Tesco. Jeszcze pół godziny wcześniej dzwonił do mnie Robson pytając czy jedziemy.Lało niemiłosiernie, ale odpowiedź mogła być tylko jedna - no jasne że tak, my już wynosimy bambetle do samochodu i będziemy do 20min:)
Na miejscu spotkaliśmy pierwszych uczestników. Gad, w którym Józek zaszczepił paniczny lęk przed basenami, bał się zarażenia tryplem, rzeżączką , kiłą a także innymi strasznymi chorobami nie wspominając o płaskostopiu i pryszczach na tyłku, został przez Robsona zaopatrzony w środki zabezpieczające - na wszelki wypadek:
Pierwsze próby wytrzymałościowe zabezpieczeń przeszły pomyślnie:)
Na miejscu zbiórki byli już oprócz Gada i Robsona także Lubomir, Rafi i Przemeq. Czekaliśmy wciąż na Józka z Mają, którzy wciąż się nie pojawiali. Szybki telefon wyjaśnił nam że Józek radośnie chrapał w rytm budzika, na którego nie zwracał uwagi, Maja w pośpiechu myła, czesała i suszyła włosy biegając przy tym po domu za psem który dostał wymiotów czy sraczki a do tego działy się jeszcze inne rzeczy o których albo nie pamiętam albo Gad nam nie przekazał. Tak czy siak umówiliśmy się że spotkamy się na stacji w Wieliczce, a ja z Ulą poszliśmy do Tesco kupić Przemkowi obiecaną wcześniej zgrzewkę browaru.
Gdy wróciliśmy to okazało się że chłopakom znudziło się już naciąganie balonów na Gadzine i jego różne wystające członki i przystąpili do dekorowania samochodów a la wiejskie wesele:
Jeszcze jedno zdjęcie pod marketem i można wyruszać:
Jak się okazało Lubomir nie spał całą noc, więc jego samochód prowadził Gad. Po początkowym trochę spokojniejszym odcinku i zorientowaniu się że właściciel auta blady siedzi sobie spokojnie w letargu wpatrując się w dal jak zombie Gadzina postanowiła mocniej przycisnąć i zaczęło się...Obiecałem Uli że będziemy jechać ostrożnie więc trzymałem się w końcówce peletonu myśląc naiwnie że tam będzie spokojnie...
Tu jeszcze względy spokój:
Tutaj wyprzedza nas Przemeq:
"prawie" 50kmh zabudowanym i wyprzedzania hmmm co powolniejszych pojazdow wolnobieznych;), na zakrętach i na mostach to była rzeczywistość. Żałowałem że nie miałem kamery żeby kręcić na bieżąco sytuacji na trasie bo aparat mogłem wziąć do ręki tylko na bardziej spokojnych fragmentach:
Odpocząć dawały tylko odcinki zakorkowane, gdzie można było się przynajmniej rozglądnąć na boki i popodziwiać otaczające nas krajobrazy i zabudowania:
W końcu Gad, a za nim równie szalony Józek popruli w dal i skończyło się robienie wspólnych zdjęć na drodze. Dopadliśmy ich dopiero w Zabrzeży i tym razem na czoło wysforował się Robson. To juz był ostatni odcinek dojazdowy do Krościenka:
Które to przywitało nas dla odmiany ulewą i korkiem do remontowanego skrzyżowania:
Robson od tego całego pociskania na trasie czuł wyraźną potrzebę ochłonięcia , którą zaspokoił wystawiając łeb przez szybę na deszcz:
Gad natomiast pomimo szaleństwa które wykazywał na trasie był wyjątkowo zrelaksowany. Prawdopodobnie dzięki pigułkom które łykał, a które wciąż nie wiadomo czy były viagrą od Robsona czy ketonalem od Lubomira ( który cały czas z błogim uśmiechem patrzył przed siebie;) )
Tu wspólna fota czołowych białych gti nadających tempo na trasie:
Po dotarciu na miejsce z zaskoczeniem zauważyliśmy zaparkowaną nieopodal 205-tkę:
Przez chwile mieliśmy nadzieję że ktoś czytający ukradkiem forum postanowił jednak do nas dołączyć, ale nie. Wywiad środowiskowy wykazał że to auto zakupił niedawno nowotarski PKS jako auto służbowe:) Samochodzik został zakupiony kilka dni wcześniej w Krakowie za 4tys zł.
Jako że znowu wzmógł się deszcz a wciąż czekaliśmy na gospodarza chałupy żeby wyszedł i pokazał nam gdzie są drzwi to Robson , jak dobry tatko przygarnął kogo mógł pod swój parasol
Rafi się nie zmieścił, więc siedział samotnie w samochodzie patrząc jak z rynny się wylewa woda:
Ula okazała się najsprytniejsza ze wszystkich:
Dobry pomysł jak to z takimi bywa został szybko podchwycony przez tłum:
I jak już wszyscy stali bezpiecznie pod balkonem, z czego najbardziej cieszył się Robson to ktoś mu w końcu powiedział na popsucie nastroju:
ej Robson - okno masz w cabrio otwarte:)
Szkoda że nie mam zdjęcia jego miny. Tak czy siak biegł bardzo dziarsko
Jak już ustała nawałnica to można było przystąpić do ratowania Rafiego z samochodowego uwięzienia. Tutaj Robson instruuje go:
-Tak, tak - jeszcze masz mnóstwo miejsca do przepaści...
W międzyczasie lawirowania Rafiego nad urwiskiem dojechała do nas Agnieszka z narzeczonym:
W końcu udało nam się zaparkować samochody, wyładować toboły do pokoi i mogliśmy ruszać na podbój miasta:
Po drodze oczywiście nie obeszło się bez dokładnego obadania napotkanej 205-tki. Zostawiliśmy kartkę za wycieraczką z namiarami na fanklub i zaglądnęliśmy do każdego zakamarka. Ula tylko z przejęciem zagryza paznokcie zastanawiając się czemu Robson ma do prawego buta przyczepioną kulkę czerwonego papieru:
Każdy sprawdzał czy nie dałoby się czegoś urwać dla siebie. Lubomir tylko nie wydawał się zainteresowany tylko dalej z uśmiechem patrzył przed siebie:
Dalsza część relacji będzie później. Teraz muszę się wybrać na obadanie wycieku oleju z samochodu...Dobrze że mam dziś dzień wolny bo chyba bym w pracy nie wysiedział:)