Ze względu na stresujące okoliczności i zapadający zmrok najbliższy fragment relacji jest w znacznym stopniu pozbawiony ilustracji
W ciągu jednej chwili, niestety za późno, zdałem sobie sprawę, że obserwowane w trakcie wyjazdu objawy elektryczne nie były efektem wadliwego działania lodówki ani dodatkowej instalacji w aucie, do której ją podpiąłem. Chłodziarka reagowała zgodnie z ustawieniami na spadek napięcia akumulatora, a jego przyczyną mógł być wyłącznie brak prawidłowego ładowania. Pozostawało jedno pytanie, czy szlag trafił diody, czy też do wymiany jest tylko regulator napięcia, który na szczęście miałem w zapasie.
Poza tym irytowałem się na samą myśl, że być może będę musiał inwestować w naprawę alternatora lub zakup jakiegoś innego sprawnego na albańskim szrocie, podczas gdy w garażowym zaciszu pozostały dwa, może nie najnowsze ale sprawne alternatory.
No i jak się wydostać z tego pustkowia??!
Wolnossące diesle mają wiele zalet. Na Rodonicie najważniejszą z nich okazała się możliwość poruszania się pojazdem pomimo braku prądu. Św. Antoni, patron pobliskiego kościółka (w tradycji chrześcijańskiej jest to patron rzeczy zgubionych, a my zgubiliśmy prąd), skierował w nasze okolice dwóch wędkarzy, których pojazd stał się dawcą prądu rozruchowego do XADa (kable rozruchowe miałem na wyposażeniu). Ze względu na zapadający półmrok odłożyłem sprawdzanie alternatora do następnego poranka i rozpocząłem ryzykowną jazdę w kierunku okolic cywilizowanych.
Większość stron internetowych i przewodników odradza jazdę w Albanii po zmroku. My nie mieliśmy wyjścia. Pikanterii dodaje fakt, że jechałem bez włączonych świateł, ponieważ resztki prądu w baterii trzeba było zachować na podtrzymanie otwartego zaworu elektromagnetycznego w pompie wtryskowej, żeby uniknąć odcięcia paliwa. Było to jedno z najdłuższych 20 minut, jakie w życiu spędziłem za kierownicą. Światła włączałem na chwilę tylko w przypadku pojawienia się jakiegoś auta z przeciwka. Kiedy mrok zgęstniał na tyle, że jazda bez oświetlenia stała się niemożliwa, zauważyliśmy pierwsze domy i wiedzieliśmy, że ten etap udało nam się szczęśliwie ukończyć.
Podczas, gdy ja pilnowałem nieoświetlonego ale uruchomionego cały czas auta na poboczu drogi, Gosia zabrała się za organizowanie spraw noclegowych i w ciągu trzech minut dokonała nie lada wyczynu wynajmując (za kwotę mniejszą niż koszt miejsca na polu namiotowym w krajach Europy Zachodniej) w pełni wyposażony apartament z widokiem na morze. Czynności te wykonała na migi w knajpie pełnej albańskich mężczyzn nieznających ani słowa po angielsku. Wielki szacun
Pensjonat znajdował się na wzniesieniu, co skwapliwie wykorzystałem, ustawiając 205-kę przodem do zjazdu, żeby wykorzystać go na poranny rozruch auta.
O świcie, gdy Gosia przygotowywała śniadanie, ja wykręciłem regulator napięcia i rozwiały się wszystkie wątpliwości.
Szczotki wystarczyły prawie równo na 2 lata i pokonanie w tym czasie 65 tys. kilometrów.
Było to łatwe do zapamiętania, bo przed dwoma laty poprzednie szczotki się skończyły i wracałem bez prądu z Płocka do Strzelina (ok.320 km), też bez świateł, tyle że w dzień
Przykręciłem zapasowy regulator
i poszedłem na śniadanie.
Potem już było z górki, w przenośni i dosłownie. Staczające się w dół auto odpaliłem z trzeciego biegu. Pasek jęknął dość głośno łapiąc obciążenie i głośniej popiskiwał jeszcze przez pół godziny. Przed dojazdem do Tirany (niecała godzina drogi) auto wróciło do pełnej sprawności. Do końca podróży nie mieliśmy z nim już żadnych kłopotów.
Na Rodonit na pewno wrócimy
Tymczasem trzypasmową autostradą wjeżdżaliśmy do Tirany.